Recenzja filmu

Avatar (2009)
James Cameron
Artur Kaczmarski
Sam Worthington
Zoe Saldaña

Hollywoodzkie miauczenie

Dotychczasowa współpraca Jamesa Hornera z Jamesem Cameronem przynosiła imponujące rezultaty. Za muzykę do "Obcych" kalifornijski kompozytor otrzymał pierwszą w karierze nominację do Oscara, zaś
Dotychczasowa współpraca Jamesa Hornera z Jamesem Cameronem przynosiła imponujące rezultaty. Za muzykę do "Obcych" kalifornijski kompozytor otrzymał pierwszą w karierze nominację do Oscara, zaś ścieżka dźwiękowa z "Titanica" zapewniła mu jedyną jak dotąd złotą statuetkę Akademii. Można było przypuszczać, że przy "Avatarze" Horner, idąc za przykładem Camerona, podniesie sobie poprzeczkę i zgotuje nam prawdziwą melomańską rewolucję. Tymczasem soundtrack przypomina głównych bohaterów filmu – trzymetrowe błękitne koty Na'Vi. Niby prezentuje się efektownie i potrafi machnąć wte i wewte symfonicznym ogonem, ale i tak wciąż brzmi jak standardowe hollywoodzkie miauczenie. Całość zaczyna się od kompozycji unurzanych w klimacie kosmicznych oper filmowych – kotły mieszają się z pojękiwaniami w stylu uu-uuu-aaa, zapowiadając tym samym potężną galaktyczną przygodę.  Chwilami Horner uderza w nieco bardziej melancholijne tony, by zaraz potem zaatakować mocarną ścianą trąb bojowych. Przez większość utworów przewija się romantyczny temat przewodni przywodzący na myśl pustynne wycia do księżyca. Ponieważ "Avatar" opowiada o spotkaniu dwóch cywilizacji – niszczących środowisko naturalne Ziemian oraz żyjących w zgodzie z przyrodą Na'Vi – w zestawie nie mogło zabraknąć tubylczych melodyjek z bębenkami i piszczałkami. Horner upstrzył to gdzieniegdzie elektronicznymi drobinkami, które całkiem nieźle wpasowują się w charakter całego soundtracku. Jest tu parę porywających aranżacji (jak na przykład trwający ponad 11 minut utwór "Battle"), ale brakuje  jakiegoś składnika, który rozklejałby uszy i jednocześnie chwytał za gardło. Płytę zamyka piosenka "I See You" w wykonaniu Leony Lewis. Kawałek łatwo wpada w ucho, więc nie powinien mieć większych problemów z przedostaniem się na playlisty rozgłośni radiowych. Horner oparł tę kompozycję na tych samych patentach, które dekadę temu pozwoliły stać się "My Heart Will Go On" megahitem nuconym przez wszystkie wrażliwe nastolatki. Tekst piosenki nie należy do najambitniejszych – składa się z miłosnych wyznań i ofert złożenia własnego życia w ofierze. Jeśli widz i słuchacz przeboleją, że piosenka odnosi się do relacji między wygenerowanymi komputerowo kotami, w ruch pójdą chusteczki. W końcu odrobina empatii nikomu jeszcze nie zaszkodziła.
1 10
Moja ocena:
7
Zastępca redaktora naczelnego Filmwebu. Stały współpracownik radiowej Czwórki. O kinie opowiada regularnie także w TVN, TVN24, Polsacie i Polsacie News. Autor oraz współgospodarz cyklu "Movie się",... przejdź do profilu
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Avatar, Avatar i jeszcze raz Avatar. Takie filmy jak najnowsze dzieło Jamesa Camerona nie łatwo jest... czytaj więcej
Jamesa Camerona nikomu przedstawiać nie trzeba, podobnie, jak pytać, czy ktoś widział co najmniej jeden z... czytaj więcej
"Avatar", film z gatunku science-fiction, na który wiele osób czekało z niecierpliwością. Zapowiadany... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones