Recenzja filmu

Avatar (2009)
James Cameron
Artur Kaczmarski
Sam Worthington
Zoe Saldaña

Wizualna rewolucja

Tylko James Cameron może tworzyć takie filmy. Niemal wszystkie dotychczasowe produkcje tego reżysera stały się klasykami światowej kinematografii. "Titanic" od 13 lat króluje na liście
Tylko James Cameron może tworzyć takie filmy. Niemal wszystkie dotychczasowe produkcje tego reżysera stały się klasykami światowej kinematografii. "Titanic" od 13 lat króluje na liście najpopularniejszych filmów w historii. Wszystko jednak wskazuje na to, że już wkrótce będzie musiał ustąpić miejsca nowemu dziecku Camerona. Nie ma w tym nic dziwnego. Tak zgodnych opinii na temat jednego filmu nie słyszałem jeszcze nigdy. Pomimo licznych oskarżeń o wtórność czy brak ambicji, wszyscy przyznają, że "Avatar" jest po prostu wspaniały.

Zastanawialiście się kiedyś, co moglibyście zrobić, mając "na zbyciu" 230 mln dolarów? Można, na przykład, kupić sporą działkę na Księżycu. Całkiem oryginalne, ale trochę mało praktyczne. Domu na takiej działce nie zbuduję, drzewo nie wyrośnie, a i ze spłodzeniem syna byłby problem. Na szczęście James Cameron miał znacznie lepszy pomysł. Mając do dyspozycji tak pokaźną sumę pieniędzy, postanowił zmienić oblicze kina. Przepis na kinową rewolucję, wbrew pozorom, nie był skomplikowany. Wystarczyła wspomniana kwota, przeciętny scenariusz, spora ilość wyobraźni i cała armia specjalistów od efektów specjalnych. Należało połączyć wszystkie składniki, dobrze zmieszać, gotować przez pięć lat i bum! Tak powstał Choca... tzn. "Avatar".

Akcja filmu przenosi nas do roku 2154. Wraz z grupą kosmicznych marines, lądujemy na jednym z księżyców planety Polyphemus, nazywanym Pandora. Na miejscu okazuje się, że  zawiera on olbrzymie pokłady niezwykle drogiego minerału, który mógłby zakończyć światowy kryzys energetyczny. Problem w tym, że na największym złożu cennego surowca znajduje się osada tubylczej rasy zwanej Na’vi. Jake Sully, sparaliżowany komandos, dostaje specjalną misję. Z pomocą sztucznie stworzonego ciała, sterowanego umysłem właściciela, musi przeniknąć do społeczeństwa rdzennych mieszkańców Pandory i namówić ich do opuszczenia swojego domu. Początkowo wszystko idzie zgodnie z planem, jednak po pewnym czasie, Jack zaczyna mieć wątpliwości co do słuszności swojego zadania.

Grzechem byłoby nie zacząć oceny "Avatara" od pochwały jego wizualnej strony. Niestety, cokolwiek o niej powiem, to wciąż będzie za mało. Pierwsze co rzuca się w oczy już na samym początku, to niespotykana dotąd jakość obrazu. Z reguły rozmiary ekranu kinowego sprawiają, iż na filmie widoczne są tzw. "szumy", a krawędzie obiektów rozmywają się. Tymczasem "Avatar" wygląda jak film w jakości Full HD oglądany na dobrym telewizorze. Nigdy wcześniej nie widziałem tak wyrazistego i ostrego obrazu. W połączeniu z efektem 3D, całość sprawia wrażenie, jak gdyby przed nami nie było ekranu, lecz wielkie okno, przez które oglądamy prawdziwy świat. Warto jeszcze wspomnieć, że nad oprawą wizualną pracowała firma WETA Digital, wcześniej znana m.in. z pracy przy "Władcy Pierścieni".

Ładny obraz, ale co dalej? Dalej jest już tylko lepiej. Akcja filmu zawiązuje się bardzo szybko. Już po kilkunastu minutach znamy wszystkich bohaterów, wiemy o co chodzi i ruszamy w ponad 1,5-godzinną wycieczkę krajoznawczą po Pandorze. A z tej wyprawy już nie chce się wracać. Świat, który stworzyła ekipa Camerona, zniewala od pierwszego spojrzenia. Wygenerowane komputerowo lasy tropikalne wyglądają wręcz bajecznie. Olbrzymia liczba szczegółów powala na kolana. Każda, nawet najmniejsza roślinka została wymyślona na potrzeby filmu, wymodelowana przez grafików ze studia WETA Digital i przeniesiona do wirtualnego świata "Avatara". Przeróżne gatunki zwierząt zamieszkujących Pandorę wyglądają jak żywe istoty. Do animowania Na’vi zastosowano nieznaną dotąd technologię, dzięki której trzymetrowa, humanoidalna rasa wygląda niezwykle naturalnie. Latających gór "Hallelujah" nie będę nawet próbował opisywać. W żadnym słowniku nie znajdę słów, które potrafiłby oddać piękno tego miejsca. To po prostu trzeba zobaczyć! W połowie projekcji zorientowałem się, że od ponad godziny oglądam baśniowe widoki, poznaję obcą kulturę i ani trochę się nie nudzę.

Film to jednak nie tylko efekty specjalne, dlatego wypadałoby wspomnieć także o innych aspektach nowego dzieła Jamesa Camerona. O fabule można powiedzieć, że po prostu jest. Większość recenzentów uważa ją za najsłabszy element filmu. W porównaniu z oprawą wizualną, faktycznie wypada słabo. Mimo wszystko nie czułem się nią jakoś specjalnie rozczarowany. Cameron wykorzystuje typową dla kultury masowej zasadę opozycji. Dobro walczy ze złem, natura z cywilizacją, miłość z różnymi przeciwnościami itp. Trudno nazwać to ambitnym pomysłem, ale idąc na "Avatara", miałem świadomość, że nie chcę oglądać dramatu psychologicznego o wielopłaszczyznowej fabule i dialogach rodem z filmów Bergmana. Liczyłem jedynie na solidną porcję rozrywki i to właśnie dostałem.

Scenariusz, pomimo prostoty, został bardzo dobrze dopracowany. Podczas 3-godzinnego seansu nie dopatrzyłem się żadnych błędów logicznych czy niespójności w akcji. Pomimo epickiej historii i kilku podniosłych scen, Cameronowi udało się uniknąć zbędnego patosu. A przecież zachodni twórcy bardzo to lubią.

Niewiele można powiedzieć także o obsadzie. Przez większość czasu, bohaterów oglądamy pod postacią animowanych Na’vi. Gdy jednak muszą coś zagrać sami, robią to poprawnie. Najciekawszą  kreację stworzyła Sigourney Weaver, która wcieliła się w postać badaczki zafascynowanej przyrodą Pandory. Na nagrody za aktorstwo "Avatar" jednak nie może liczyć.

Na zakończenie dodam jeszcze kilka słów o muzyce. Jej stworzeniem zajął się James Horner, autor muzyki do dwóch wcześniejszych produkcji Camerona, "Titanica" i drugiej części "Obcego". Symfoniczna ścieżka dźwiękowa nagrana na potrzeby "Avatara" świetnie wkomponowuje się w klimat filmu. Do samodzielnego słuchania raczej się nie nadaje, jednak w połączeniu z filmem stanowi doskonałe podkreślenie jego baśniowej atmosfery.

"Avatar" z pewnością jest dziełem przełomowym. James Cameron udowodnił, że filmowcy nie mają już żadnych ograniczeń w realizowaniu swoich pomysłów. Rzucił także wyzwanie innym twórcom, którzy w przyszłości będą chcieli pochwalić się dobrymi efektami wizualnymi. Tak więc nie ma już miejsca na niedopracowania i błędy, wszystko musi być idealne. Miejmy tylko nadzieję, że po takim sukcesie, Cameron nie popadnie w samozachwyt. O tym przekonamy się pewnie po premierze oficjalnie zapowiedzianej kontynuacji "Avatara".
1 10 6
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Avatar, Avatar i jeszcze raz Avatar. Takie filmy jak najnowsze dzieło Jamesa Camerona nie łatwo jest... czytaj więcej
Jamesa Camerona nikomu przedstawiać nie trzeba, podobnie, jak pytać, czy ktoś widział co najmniej jeden z... czytaj więcej
"Avatar", film z gatunku science-fiction, na który wiele osób czekało z niecierpliwością. Zapowiadany... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones