Witam
Nie chcę zakładać nowego wątku o samym filmie. Kieruję to pytanie do ludzi, którzy po obejrzeniu Avatara nie potrafią się odnaleźć w szarej codzienności. Sam miewałem już "doła" po przeczytaniu książki lub obejrzeniu filmu ale mijał on po 2-3 dniach. Avatara oglądałem miesiąc temu a stan "smutku w duszy" (przepraszam za pseudopoezję ale zwrot ten dobrze oddaje moje nastawienie) trwa nadal i trudno się z tym żyje. Jednocześnie nie spełniam raczej warunków jakie niektórzy z komentatorów na tym forum wytaczali przeciwko zwolennikom filmu:
1) Nie jestem małolatem (wiek 40+)
2) Nie jest życiową ofiarą biadoląca na swój los (udana rodzinka, dobra praca i zarobki,własny dom)
3) Jestem raczej odporny na papkę jaką serwują nam media
A jednak z tym filmę sobie nie radzę. Może wy znacie jakiś sposób na uzależnienie od tego filmu.
Tak, jak to mówią GET A LIFE!
Czyli nie wciskaj kitu, że masz powyżej 4o lat bo w tym wieku to już ludzie
raczej poważni są i poważne problemy mają.
I jeśli miałbyś 40 lat to przeżyłbyś już tyle, i dowiedział byś się już
tyle, że Avatar nie wywarł by na tobie takiego wrażenia.
Jak rozumiem sam masz co najmniej 50 lat, bo doskonale wiesz jakie problemy mają ludzie w moim (niestety tak - mam to 40+) wieku. Sądząc jednak po twoich wypowiedziach na innych wątkach uważasz się za wszechwiedzącego i nieomylnego, a z takimi trudno dyskutować.
Nie, masz racje... ten film był tak wspaniały że jedynym sposobem na
oderwanie się od niego jest samobójstwo.
Podobno skok z wysokości jest najlepszy bo
1. Masz widoczki
2. Śmierć (jak dobrze skoczysz) pewna
3. Długo nie umierasz jeśli skoczysz na główkę.
Może ktoś ci podyktuje lepszy sposób, ale pamiętaj o moim.
A kto tu mówi o samobójstwie? Rozumiem, że wg Ciebie każdy kto ma jakiś problem powinien natychmiast strzelić sobie w łeb. Zaczynam się bać co zrobisz gdy sam będziesz miał problem (oczywiście nie tak banalny jak film). Tak przy okazji wiem, że nie lubisz tego filmu (masz do tego pełne prawo). Jasne więc, że nie rozumiesz ludzi, którzy odbierają go inaczej. Po co więc wyskakujesz z tak durnymi radami.
Victor, uważasz się napewno za najrozsądniejszego człowieka na tej stronie, tak? Ktoś opowiada o swoim problemie, a Ty robisz wszystko by jeszcze bardziej utwierdzić go w przekonaniu, że nasz prawdziwy świat jest do dupy. Czemu jest do dupy? Bo jest w nim mnóstwo takich ludzi jak Ty. Jeżeli nie zamierzasz pomóc to się nie wypowiadaj. Gdybyś Ty był w jakimś powaznym wieku to wiedziałbyś, że wiek nie gra tutaj roli.
Avatar jest z pewnością filmem hmm... robijającym człowieka? Tak z braku lepszego określenia. Tęsknimy za pięknem tamtego świata, bo nasz jest już w połowie zniszczony, tęsknimy za tą niesamowitą więzią z naturą, którą mamy w sobie, ale którą zagłuszamy. Najbardziej jednak tęsknimy za ludźmi, których jest na ziemi coraz mniej. Za ludźmi, którzy są oddani swoim przekonaniom, nie dadzą się przekupić czy sprzedać, mają swoje wartości i są wspólnotą, która wspiera jej członka gdy ma problem.
Więc spójrz na to logicznie, wszystko co nas tak zachywca w tym filmie mamy w rzeczywistości, trzeba tylko dłużej tego szukać niż tam. Kiedy zacznie się ocieplać, nadejdzie wiosna i zacznie być widać piękne pąki wyjdź na długi spacer. Przyglądaj się każdemu pąkowi z osobna i zapamiętaj choć jeden z nich (możesz w tym celu zawiązać wstążkę). Wyjdź za kilka dni znów w to samo miejsce i spójrz na Twój pąk. Zmieni się w mały, zielony listek. Czy to nie jest magia?
Rozmawiaj z ludźmi, którzy lubią avatara i myślą podobnie jak Ty. Przede wszystkim rozmawiaj z rodziną. Nie o avatarze. O wszystkim. Pamiętaj, że rodzina jest jak klan Omatikaya, gdy upadniesz, zawsze Cię podniesie, nie ważne jak nisko jesteś.
Popatrz na pszczoły jak będzie wiosna. Według ludzi mają za małe skrzydła by oderwać te grube ciałka od ziemi. Czy to nie jest magia naszej natury? :) Pozdrawiam Cię i wierzę, że uda Ci się patrzeć i widzieć, bo jak wiesz to bardzo trudna sztuka i największe przesłanie Twojego ulubionego filmu ;]
Dzięki za wsparcie. Kontakt z przyrodą - tak to magia, ale jak rzadko z niej możemy korzystać. Coraz trudniej znaleźć miejsce , którego nie ozdobiliśmy wytworami naszej wspaniałej cywilizacji.
E, tam - mój sposób łatwiejszy.
"Victor, uważasz się napewno za najrozsądniejszego człowieka na tej
stronie, tak?"
Na forum Avatara? Za jednego z rozsądniejszych, jeszcze rozsądniejsi w
ogóle tu nie wchodzą więc ja też niedługo spadam.
"Tak z braku lepszego określenia. Tęsknimy za pięknem tamtego świata, bo
nasz jest już w połowie zniszczony, tęsknimy za tą niesamowitą więzią z
naturą, którą mamy w sobie, ale którą zagłuszamy. Najbardziej jednak
tęsknimy za ludźmi, których jest na ziemi coraz mniej. Za ludźmi, którzy
są oddani swoim przekonaniom, nie dadzą się przekupić czy sprzedać, mają
swoje wartości i są wspólnotą, która wspiera jej członka gdy ma problem.
"
Och, tak wzruszyłem się. Jakoś mnie to nie rusza, jak żaden wymyślony
świat.
Ilu z was płakało gdy zniszczono Alderan?
I przepraszam za post wyżej - po prostu wyobraziłem sobie fanów Avatara
masowo skaczących z dachów ;-)
Egocentryzm, jakim się charakteryzujesz jest niestety stanem, gdzie autokrytycyzm tego co robisz w tym przypadku nie istnieje. Znaczy to mniej więcej tyle, że jeżeli hołubisz swój racjonalizm w takim stopniu, to automatycznie wystawiasz świadectwo mało dojrzałego - wiek nie ma znaczenia. Prowadzisz krucjatę ku chwale ideologii, której znaczenia i sensu sam nie jesteś w wstanie określić. Do tego dochodzi cynizm przekornego pseudo-pragmatyka, ale to już twój problem.
Jestem fanką Avatara, ale jakoś jeszcze jestem w śród Was. I tak raczej pozostanie.
To co napisałam nie miało wzruszać. To tylko moja subiektywna ocena, wymieniłam z jakich powodów niektórzy tęsknią za Pandorą. Alderan? Gwiezdne wojny? Oglądałam kilka minut jakiejś części... masakra. Więc widzisz, najwyraźniej fani Avatara to nie jacyś zagorzali wielbiciele gatunku i jego kiczowatych odmian.
Widzisz, dobrze się składa, bo ja również uważam się za osobę rozsądną. I nie Tobie oceniać kto rozsądny jest, a kto nie jest. Niestety wszystkich obecnie ogarnia wszechobecna znieczulica np. po obejżeniu jakże popularnego doktora House'a, który nie wierzy choćby w cień ludzkiej bezinteresowności.
Co do tego piękna, wątpie by Ci się wydawał piękny tamten świat jakby zaatakowało Cię jakieś groźne zwierze z tamtego świata. Albo jak ciężko musiałbyś zdobywać pożywienie. Ludziom zawsze jest niedobrze, pieprzą coś o pięknie natury i jak bardzo chcieliby w takim pięknie żyć a gdyby się tam znaleźli nie wytrzymaliby ani chwili, bo wrogość tego świata, bo dzikość, bo ciężko załatwić nawet podstawowe potrzebny - np głód. Cieszcie się że żyjecie w takich dobrych, cywilizowanych czasach gdzie wody i jedzenia pod dostatkiem, gdzie na wszystko prawie możecie sobie pozwolić, a nie biadolcie o pięknie dzikiej natury bo nigdy w takowej byście się nie odnaleźli...
W jednym masz rację - Ludziom zawsze jest niedobrze. I dlatego ciągle za czymś gonimy depcząc to co nam przeszkadza. I wiesz chyba odkryłeś jedno z przesłań tego filmu. A jeżeli chodzi o kwestię przeżycia w tamtym świecie. Tak pewnie bym zginął, podobnie jak zginąłbym rzucony w środek amazońskiej dżungli, ale tylko dlatego, że od dzieciństwa wychowywano mnie do życia w innych warunkach. Mieszkańcy dżungli dają sobie przecież jakoś radę.
"Cieszcie się że żyjecie w takich dobrych, cywilizowanych czasach gdzie wody i jedzenia pod dostatkiem"
Nawet Iron Maiden potwierdza:
"And realise you're living in the golden years"
Cytat z utworu Wasted Yeras. :)
Witam w klubie!
Ja też jestem 40+ :)
Co zrobić z tym uzaleźnieniem?
Też szukam na to rady. I wiesz co? nie bardzo wiem - co robić.
Na razie to chodzę z głową w chmurach. Czasem wchodzę na forum, oglądam zdjęcia, słucham teledyskó itp. Napisałam wiersze.
Myślę,że to taki stan zauroczenia, jakaś magia- albo coś w tym rodzaju. Pewnie po pewnym czasie przejdzie?
Ja byłamna filmie 2x. Przed 5 i 3 tygodniami. Na razie nie chce mi przejść.! Czekam!!
A czy nie sądzisz, że to jednak sprawa wieku. Mamy już swoje małe stabilizacje, odgrodziliśmy się od świata, który niewiele ma nam do zaoferowania, a często stara się wleźć ze swoimi brudnymi butami do naszych rodzin i żyjemy w tych naszych klatkach tęskniąc za czymś innym, lepszym.
Ja myślę też, że to sprawa obudzenia w sobie dziecka!
w psychologii- mói sie, że każdy ma w sobie ja- dorosłego, ja-ktoś ( w tym świecie), ja- ( w zalezności od roli jaką kto pełni w środowisku). I ma w sobie też ja- dziecko.
To ja- dziecko- jest w dużym ukryciu.
No bo jak to- człowiek dorosły, mający już swoje dzieci ! itp.
Może czasem takie fimy sa po to , żeby obudzić to ja -dziecko? Zaopiekować się nim chociaż troszeczkę?
I nie trzeba sie wstydzić tych wzruszeń, tych łez, tego uniesienia, emocji! Właśnie to nasze dziecko się budzi.
To chyba właśnie ta magia, ten przekaz.
Sam Cameron mówi-że ma mentalność 14-latka, i stworzył ten świat Pandory w umyśle nastolatka. Że wspaniale dogaduje się ze swoim kilkuletnim synem.
POzdrawiam serdecznie.
Tylko nie każdy może pozwolić sobie na odkrycie tej mentalności dziecka. W naszej kulturze nie jest to mile widziane. Od razu przykleją ci łatkę niedojrzałego psychicznie.
To taż racja.
Ale właśnie taki film jak Avatar pozwala choć na chwilkę na to.
Dlatego jest super dla ludzi w każdym wieku.
W kinie widziałam mnóstwo osób dorosłych, poważnych. Oni też potrzebują baśni.
Potem jesteśmy naładowani pozytywnymi emocjami, zaczynamy "widzieć" !
Jak na razie to nie leczę się z Avatara!
Jak widzę Ciebie film naładował pozytywnie. To trochę inaczej niż u mnie.
Wiem, że to baśń ale jaka realistyczna, a przy tym w prosty sposób pokazująca jak jacy jesteśmy. Ty "widzisz" piękno. Ja wyraźniej zobaczyłem tą bardziej brudną część życia.
A może to wszystko- przez ten smutek, żal, tęsknotę, jakieś zamyślenie? w oczach Jake'a Sullego?
Ale on zaczął później " widzieć" - czego i Tobie życzę.
:)
Może masz rację. Widzę piękno.
Jestem romantyczną duszą. Patrzę w serce i widzę sercem.
To pewnie też nie jest za dobrze.
Avatar pokazuje piękno. Dostarcza mnóstwa pozytywnych wrażeń.
Przynajmiej mnie dostarczył.
Zakochałam się w tym filmie.
Za drugim razem- przeżywałam wszystko tak samo jak za pierwszym.
Co Ci radzić? Nie wiem.
Ja to bym poszła. Może tym razem zobaczysz duszą piękno? Obudzisz dziecko? Będziecie mieli wspólne piękne chwile z Rodziną?Będziecie "się widzieć" ?
Pozdrawiam jeszcze raz.
Cieszę się, że: wsparłam?, widzę? pomogłam?
Cieszę się, że podzieliłąm sie emocjami pozytywnymi!
A wiesz, że prawdą starą jak świat jest, że jak dzielimy się czymś dobrym- to tego dobra więcej. A jak dzielimy sie smutkiem, żalem, bólem-to mniej?
Samych pozytywnych emocji życzę.
A tak przyokazhji jak po drugim razie w kinie. Dzieciaki ciągną mnie na drugi seans, ale mam obawy czy to nie pogorszy mojego stanu.
Proponuję terapię "czym się strułeś tym się lecz" - mianowicie - oglądnąć Avatara z 10 razy - może się przeje? Niestety nie mogę stwierdzić że to zadziała ponieważ byłem "zaledwie" dwa razy na seansie i to wcale nie zaspokoiło mojego "głodu" :<
"Jak zapomnieć o Avatarze?
Witam
Nie chcę zakładać nowego wątku o samym filmie. Kieruję to pytanie do ludzi, którzy po obejrzeniu Avatara nie potrafią się odnaleźć w szarej codzienności. Sam miewałem już "doła" po przeczytaniu książki lub obejrzeniu filmu ale mijał on po 2-3 dniach. Avatara oglądałem miesiąc temu a stan "smutku w duszy" (przepraszam za pseudopoezję ale zwrot ten dobrze oddaje moje nastawienie) trwa nadal i trudno się z tym żyje. Jednocześnie nie spełniam raczej warunków jakie niektórzy z komentatorów na tym forum wytaczali przeciwko zwolennikom filmu:
1) Nie jestem małolatem (wiek 40+)
2) Nie jest życiową ofiarą biadoląca na swój los (udana rodzinka, dobra praca i zarobki,własny dom)
3) Jestem raczej odporny na papkę jaką serwują nam media
A jednak z tym filmę sobie nie radzę. Może wy znacie jakiś sposób na uzależnienie od tego filmu."
Nie no ja rozumiem, że film był w pewien sposób innowacyjny, piękny (chodzi mi o krajobraz itp), ale bez przesady. Człowieku ja na Twoim miejscu (jeśli to co napisałeś to prawda) to udałbym się do psychologa. Mówię serio. To tylko niewymagające myślenia kino Sc-Fi, zwykły film tylko w lepszej oprawie audiowizualnej, a tu komentarz jakbyś obejrzał coś wstrząsającego co najmniej na faktach. Ten film to w 100% fikcja, więc czym się tu zachwycać? Zadziałała wyobraźnia twórców i tyle, teraz po obejrzeniu tego filmu niektórzy naprawdę chyba myślą, że Pandora i te niebieskie ludki istnieją. TO JEST FIKCJA. Jak już ktoś napisał z góry Get A Life!
"Nie, masz racje... ten film był tak wspaniały że jedynym sposobem na
oderwanie się od niego jest samobójstwo." - święte słowa. Jak się patrzy dookoła to ma się wrażenie, że niektórzy (o zgrozo!) byliby gotów to zrobić...
"Dzieciaki ciągną mnie na drugi seans, ale mam obawy czy to nie pogorszy mojego stanu." - Jezu, Ty naprawdę udaj się do psychologa... Bo to już jest niezdrowe. Przesadzacie ludzie z tym filmem, sam oceniłem go na 8/10, ponieważ jako film Sc-Fi sprawdził się świetnie i swoim gatunku to bardzo dobry film, ale bez przesady no. Nawet jesli dla kogoś to arcydzieło to również uważam, iż takie zachowanie jak autora tematu nie jest normalne.
Wiesz - masz rację. To tylko film. Ale czy to jest jakiś argument dla mojego stanu. Niektórzy ludzie po przejechaniu psa mówią to tylko pies i nie zawracjaą sobie tym głowy. Dla mnie to przerwane życie żywego stworzenia. Sorry taki już jestem.
Akurat fatalne porównanie. Ja zareagowałbym zupełnie tak samo jak Ty (jeśli chodzi o potrącenie psa).
"Wiem, że to baśń ale jaka realistyczna" - jedno z drugim się wyklucza, ale nie będę łapał Cię za słówka. Nie wiem co Ty tam widziałeś realistycznego i w tym problem. Tam nic nie było realistyczne, no nie oszukujmy się. Rozumiem zachwyty, ale w granicach rozsądku. To jest baśń i jak baśń trzeba ją przyjąć, a nie robić z tego filmu coś czym nie jest. I jeśli już to moim zdaniem ten "film" powinien wywoływać emocje pozytywne, a nie smutek.
Co do realizmu, to podzielam zdanie dabusa. Dawno nie widziałem tak
realistycznego filmu na temat życia na innej planecie. 3D jeszcze
potęgowało dodatkowo potęgowało to wrażenie realizmu. Cała ta biologia,
fizyka, zachowania ludzi, wszytko wyglądało bardzo naturalnie. Wydaje mi
się, że w niektórych filmach życie ukazuje się jako bardziej skomplikowane
niż ono rzeczywiście jest. Tu nie było przesadnego komplikowania. Było
zwyczajnie, naturalnie, jak w życiu i to mnie między innymi w tym filmie
oczarowało.
Nie mogę jednak pojąć, jak tak piękny film może dołować. Mnie osobiście ten
film nastroił bardzo pozytywnie, po prostu czułem się szczęśliwszy.
"Co do realizmu, to podzielam zdanie dabusa. Dawno nie widziałem tak
realistycznego filmu na temat życia na innej planecie."
Dawno chyba filmu sf nie widziałeś.
A masz coś bardziej realistycznego, na temat życia na innej planecie? Podaj przykład, tylko nie futurystyczne, nienaturalne i sztuczne monolity. Coś, co faktycznie może wystąpić na innej planecie, podobnej do Ziemi.
Jak widzę drogi Victorze gnoisz zawsze ludzi, którzy posiadają duszę odczucia wyższe, są czymś uradowani a sprzyjasz miernocie i trolom. To zupełnie jak ja tylko, że odwrotnie!
Nie jest to uzależnienie od filmu, raczej od obrazu, za którym podświadomie się tęskni. Ale po pewnym czasie, to uczucie zaczyna motywować do działań, mniejszy czy większych - ale zawsze. Im silniejsze emocje, tym więcej z tego pamiętamy i czujemy - nic w tym złego.
Jak już ktoś wcześniej wspomniał, zima minie, będzie można cieszyć się urokiem wiosny i lata - jest szansa, że teraz sporo ludzi będzie dostrzegać coś więcej, niż tylko trawę czy liście. Niby to jest naturalne, ale jakoś przez lata umyka, więc takie przypomnienie dobrze robi każdemu. Na pewno wtedy Twoja rozterka zmieni się w dużo milsze odczucia.
Jeśli podoba Ci się przyroda Pandory - przenieś ją do siebie. Masz dom więc masz i działką na której możesz posadzić drzewa - idzie wiosna więc czas jest odpowiedni. Wyszukiwanie odpowiednich roślin może Cię wciągnąć a poznawanie ich zbliży z naturą. Jak już stworzysz swój własny las zaproś sąsiadów na niedzielnego grila (zwłaszcza tych których nie lubicie) - być może poznasz ich z innej nieoczekiwanej strony. I pamiętaj: na pandorze navi też toczyli między sobą wojny, byli zazdrośni, złośliwi itp - zupełnie jak my - tylko tego nie pokazano. Lecz jeśli pójdziesz na film jeszcze raz zobaczysz, że o tym wspomniano...
powodzenia
Odnaleźć piękno przyrody jak na Pandorze to moim zdaniem najmniejszy problem. Równie piękne krajobrazy możemy znaleźć na naszej kochanej Ziemii. To co mnie uderza w Avatarze to zderzenie podejścia do natury i do siebie przez ludzi i Na'vi. Wbrew pozorem podejście Na'vi wydaje się nierealne. Ale przeciez w ten sposób żyją np Indianie w Ameryce Południowej (polecam "Rio Anakona" Cejrowskiego - za autorem nie przepadam, książkę uwielbiam) do momentu aż nie zetkną się z naszą wspaniałą cywilizacją.
Ja mam rozwiązanie twojego problemu - weź kredyt i wydaj całą kasę. Na kilka/kilkanaście lat zapomnisz o avatarze jak ci się komornik zwali na głowę.
Dzięki - nawet sie uśmiałem. Niezły sposób. Niestety mam jedną dość niepopularna cechę charakteru - odpowiedzialność, co nie pozwala na realizację twojego pomysłu.